Przed godziną 16.00 w lesie przy ulicy Portowej zapaliła się ściółka. Pożar dostrzegli przejeżdżający tamtędy turyści ze Szczecina. Właśnie wracali z Niemiec, ich dziecko zaczęło płakać, więc skręcili w ulicę Portową i tam ujrzeli, że się pali. Nie znając terenu, posługując się nawigacją, zawiadomili strażaków. Do czasu ich przyjazdu turyści nie stali biernie - sami zaczęli gasić ogień, najpierw użyli gałęzi, potem pan Janusz wyjął samochodową gaśnicę. Jak mówią, zdziwiło ich to, że w tym czasie przejechały tamtędy trzy samochody i żaden kierowca się nie zatrzymał, by pomóc.
A trzeba było zostawić przecież mamy świetnych strażaków w Szwecji-emigranci na pewno przyjechaliby i pomogli w gaszeniu bhahahahaha-w życiu nie użyłbym gaśnicy samochodowej do gaszenia jakiegoś je...go lasu bo 5 metrów dalej wjeba...li by mi mandat za jej brak.Życie oj życie i cała prawda o milicji i reszcie tych darmozjadów
brawa dla tych ludzi. Ale dziwi mnie jedno... Do pożaru w lesie przyjechaly dwie straze pozarne, a do spalonego indyka w mieszkaniu, bo babeczka usnela przyjechaly trzy straze i jedna wojskowa... hm...